Not logged in | Log in | Sign Up
"Patrząc z perspektywy osób dla których mała odległość do najbliższego przystanku jest ważna, wyłączenie ulicy Kazimierzowskiej i Krasickiego z liniowej obsługi komunikacyjnej jest dość przykre." Gwoli wyjaśnienia - bez żadnej obsługi zostały bodajże DWA zespoły przystankowe. Pomijam już to, że cały ten ciąg jest w strefie dojścia do Niepodległosći lub Puławskiej. Słowem - żadna strata.
Z tymi strefami dojścia to jest różnie, często to jest taki wytrych do uzasadnienia każdej zmiany. Według mnie sieć komunikacji powinna być możliwie jak najbardziej zagęszczona, żeby droga do przystanku była jak najkrótsza. Są ludzie, którym nie będzie się chciało czekać na linię-efemerydę i pójdą pieszo do szybszego i częstszego połączenia w głównym ciągu, ale są osoby, dla których poruszanie się i przesiadki na warszawskich gordyjskich węzłach przesiadkowych jest na tyle uciążliwe, że naprawdę dużym udogodnieniem jest bezpośrednia linia dwa razy na godzinę. Aktualnie często jest tak, że mieszkańcy najstarszych części Warszawy za sprawą właśnie "stref dojścia" mają mniej wygodną komunikację niż mieszkańcy dużych blokowisk na peryferiach. Organizowanie komunikacji publicznej to bardzo trudna sprawa polegająca na godzeniu rozmaitych, często sprzecznych ze sobą interesów - wcale nie dziwi mnie uznanie Kazimierzowskiej i Krasickiego za niewartych obsługi komunikacyjnej, ale jednocześnie rozumiem, że są ludzie, dla których oznacza to realne utrudnienie. Strefa dojścia i model oparty na często kursujących punktualnych liniach z "dogodnymi" przesiadkami to nie jest zachwycająca wizja dla pasażerów nie w pełni sprawnych.
A przede wszystkim lubię robić zdjęcia na rzadziej wykorzystywanych bocznych uliczkach ^^
Wizja z przesiadkami i strefami dojścia to nie jest zachwycająca wizja także dla większości "zwykłych", w pełni sprawnych ludzi. Oczywiście w dużych miastach jak Warszawa nie da się tego całkowicie wyeliminować, ale czas stracony na dojściach i przesiadkach nigdy nie będzie zachęcającą alternatywą dla pasażera, nikogo nie zachęci to do zamiany własnego auta na komunikację publiczną, bo w tym czasie autem będę już w połowie drogi, co więcej im lepiej zorganizowana KM, więcej połączeń bezpośrednich i bliskość przystanków tym mniejsze poczucie niedogodności z korzystania z KM, a co za tym idzie mniej pasażerów będzie przesiadało się do własnych aut. Do tego nierzadko przy przesiadkach płaci się w praktyce więcej za przejazd, bo nawet jeśli się wprowadzi bilety czasowe to za przejazd dłuższego odcinka zapłaci się więcej niż za bilet jednorazowy (nieczasowy) przy połączeniu bezpośrednim. Tak więc strata czasu i pieniędzy i obniżenie jakości usług KM. Trzeba znaleźć złoty środek: gęsta sieć komunikacyjna na ile to możliwe i rozsądne. Niestety tendencja w Polsce jest całkowicie odwrotna i to także w mniejszych miastach.
W mniejszych miastach to jest w ogóle dno, mnóstwo linii pokręconych każdą kocią ulicą raz na 2 godziny i drogi bilet, żaden obywatel w tzw. wieku produkcyjnym z tego nie skorzysta, skoro większość stać na byle jaki samochód a jak nie to już lepiej rowerem jeździć bo odległości nieduże.